Pewien artysta
imieniem Józef był bardzo zapalony w „artystowanie”. Czytał wiele artystycznych
książek, słuchał dużo artystycznej muzyki, grał artystycznie na gitarze,
malował artystyczne dzieła udając, że mu się ów zawód „artysty” podoba.
Zapuścił włosy, mył je raz na dwa-trzy tygodnie, brodę długą i gęstą,
oczywiście była zaniedbana. Kiedy wychodził na zewnątrz do ludzi, nawet w gorące
lato, zawsze ubierał gruby szal, płaszcz oraz zakładał charakterystyczne,
czerwone mokasynki. Słysząc o jego artystycznych działaniach wybrał się do
niego pewien młody, zapalony filmowiec. Zapukał do drzwi trzykrotnie i spytał
grzecznie: - Przepraszam, czy to mieszkanie Józefa Sunickiego, znanego artysty?
Otworzyły się drzwi, wyszedł z nich ubrany tak jak zwykle Józef: - Tak, a cóż
się wydarzyło? - Chciałem, żeby pomógł mi Pan stworzyć film, mam pomysł na
niego, ale brakuje mi pewnej koncepcji na klimat oraz scenariusz, mogę się Pana
poradzić? Jak to artyści mają w zwyczaju Józef odmówił i nie przystał na tę
propozycję. Jak to również artyści mają w zwyczaju po 2 dniach zadzwonił i
zgodził się za podwójną stawkę. Zdjęcia do filmu się rozpoczeły. W połowie dnia
pracy, kiedy wszyscy prócz aktorów i Józefa zasnęli, przybył na plan reżyser.
-Co się tu dzieje? Państwo aktorzy, proszę o wytłumaczenie! -No bo ten, no, jak
mu, Jóżef, przez półtorej godziny kręcił wazon stojący na półce, bawiąc się
przybliżeniami – odparł zmęczony całą sytuacją aktor - potem uwziął się na
kanapę jako symbol rodzinności, bliskości i spędzania czasu razem, dotknięty
naszym sprzeciwem kazał nam bawić się w teatr Bootah i zobaczyć co z tego
wyniknie, po 3 godzinach udawania, że muzyka grana przez niego wyzwala w nas
emocje i je czujemy postanowiliśmy to zakończyć, ale on nam nie pozwolił grożąc
upokorzeniem na malowidłach i w prasie. Mówił, że napisze z tego felieton, z
tego co tu dziś zobaczył i usłyszał. -WY NIC NIE ROZUMIECIE! Koniec współpracy,
rezygnuję! – odrzekł wielki artysta, nasuwając szal na siebie i wychodząc z
podniesioną do góry głową. Z tej krótkiej historii wysnuwa się artystyczny
morał: z niektórych ludzi tacy artyści, jak z koziej dupy trąba.